Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Moda na Millhaven~

3 posters

Go down

Moda na Millhaven~ Empty Moda na Millhaven~

Pisanie by Kraków Pią Lis 15, 2013 6:36 pm

Rozdział I

To nie była normalna rodzina.

Will. Wydawał się całkiem zwyczajnym osobnikiem i odpowiedzialną głową domu. Choć przejawiał dziwną fascynację krukami, przez niektórych uważaną za niezdrową, był szanowanym obywatelem Millhaven. Szczególnie, że miał w sprawie miasteczka całkiem dużo do powiedzenia. Można spokojnie stwierdzić, że czuł się wręcz jak jego władca.

Jacqueline. Żona Willa, należąca do kobiet wyjątkowo ciekawskich i wszystkowiedzących. Kto, gdzie, z kim, za ile i po co - nic nie umykało jej uwadze. Była jednak równocześnie troskliwą matką i partnerką. Wiecznie roześmiana i podchodząca do życia ze zdrowym dystansem. Gdy się jednak nadepnęło jej na odcisk, potrafiła być mściwa.

Valentine. Ten zaś bywał gorszy, niż niejedna teściowa, samemu będąc męskim odpowiednikiem tej rodzinnej funkcji. Z pozoru lekko stuknięty, wiecznie rozczulony nad swym synusiem i zaliczający gleby częściej, niż alfons swoje klientki.

Skypelon. Dziecko biedne i adoptowane, największa ciapa w miasteczku. Jakim cudem dożył piętnastych urodzin? Nikt nie wie, bo chłopaczek wyglądał zawsze, jakby zabić mógł go najlżejszy podmuch wiatru. Ale tą swoją ciapowatością zaskarbiał sobie przychylność każdej napotkanej osoby i trudno znaleźć kogoś, kto nie traktował by go z troską.

Francis. Jego można było zaliczyć do (na swój sposób) zbuntowanych nastolatków. Choć, jako znajda, wobec opiekunów bardzo wdzięczny, na mieście nie miał najlepszej opinii. Mimo to, znalazł sobie dwóch wiernych przyjaciół, co jednak nie przeszkadzało mu w dobieraniu się do siostry jednego z nich. Kłamliwa szuja. Ale cholernie przystojna szuja.

Nevar. Równie dziwna, co jej imię. Sporo młodsza siostra Willa (a może tylko na taką wyglądała?), zawsze chętnie wpadająca w odwiedziny. Roześmiana i wesoła, ale niosąca ze sobą wrażenie bycia obserwowanym. Lepiej z nią nie zadzierać.

To zdecydowanie nie była normalna rodzina.

~~~~~~

Millhaven. Nazwa mówiła o młynie i porcie, co kiedyś może i było adekwatne, jednak obecnie miasteczko kojarzone było raczej ze względu na tutejsze gangi i mafie. Jak łatwo się domyślić, nikt z zewnątrz nie miał zamiaru mieszać się do tego, a życie płynęło swoim nurtem. O dziwo, było tu w miarę spokojnie. Oczywiście, dopóki każdy pilnował swojej działki i nie wchodził buciorami w interesy innych, tudzież w jakimś stopniu im w nich nie przeszkadzał. Gorzej, gdy nagle okazywało się, że pewne cele są sobie sprzeczne. Zapraszam?

~~~~~~

Chwila obecna. Piątek, 22:17

Spóźniony. Znowu. Danie namówić się na "krótki" wyskok do baru nie było dobrym pomysłem, szczególnie jeśli za towarzystwo miało się pewną specyficzną dwójkę. I pomyśleć, że zaczęli pić tuż po zajęciach... Czas leciał zdecydowanie zbyt szybko.

- Jestem - rzucił od wejścia, a torba wylądowała w kącie.  

Cisza.

- Ciociu? - blondyn wszedł głębiej, zerkając do pokoju gościnnego.

Cisza.

Po prostu świetnie.

~~~~~~

Tego samego dnia, godziny poranne

- Tylko przyjdź dzisiaj wcześniej, dobrze? Wychodzimy, a ktoś musi przypilnować Sky i domu - powiedziała młoda kobieta, szykując śniadanie dla siebie i męża. Kątem oka zerknęła na swojego podopiecznego, który niespiesznie jadł posiłek. Wyraźnie był zamyślony, toteż nie do końca zwracał uwagę na to, co się do niego mówiło, lecz mimo to kiwnął głową.

Wibracja telefonu.

Francis od niechcenia spoglądnął na wiadomość, po czym wstał od stołu, chwytając torbę.

- Będę przed dziewiątą - powiedział, a nie słysząc sprzeciwu, wyszedł do kumpli czekających na niego przed domem.

~~~~~~

Chwila obecna

Cóż, nie ma co się rozwodzić nad sytuacją. Spieprzył nie po raz pierwszy. A że sprawa była dosyć małostkowa, pewnie i niezbyt go to obejdzie. Na razie trzeba się upewnić, czy nie jest jedyną żyjącą osobą w domu. Co jak co, ale wtedy by się na burze nie skończyło. Francis wziął więc na ręce białą kotkę, która w między czasie zaczęła się do niego łasić, po czym udał się na górę. W sumie, kto był na tyle inteligentny by dać Sky pokój na piętrze? Biedaczek, kiedyś w końcu te schody go wykończą. Dosłownie.

- Młody, żyjesz? - zapytał, pukając do jego pokoju.

I znów cisza.

W tym momencie blondyn zaczął się zastanawiać, czy ktoś nie powybijał mu rodziny pod jego nieobecność. W sumie, w tym miasteczku byłoby to bardzo możliwe. Nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.

Drobna, ludzka istotka skulona na łóżku. Mimo dobrych warunków w domu, wyraźnie wychudzona. Ale żywa! Co zawdzięczać można było jednak jedynie tym, którzy się nią zajmowali. Sam Sky (a był to on bezsprzecznie) przeżyłby zapewne góra dwa tygodnie, gdyby był zdany tylko na siebie.

Francis dosyć szybko i sprawnie przekalkulował wszystko w głowie. Skoro się spóźnił, Jackie i Will na pewno zadbali, by Młody zjadł cokolwiek. Nie ma więc go sensu budzić na kolację, ani w sumie... na nic innego. W końcu o tej porze normalne dzieciaki rzeczywiście powinny już spać, czyż nie? Blondyn więc zostawił przybranego brata w spokoju, z powrotem zamykając drzwi. Zszedł znów na dół, by samemu coś zjeść, a i nakarmić kotki. W domu były one dwie - jedna, ulubienica gospodyni, Morta oraz Kleopatra, dana w prezencie Francisowi, która to teraz wygodnie ulokowała się w ramionach opiekuna. Co do zwierząt, była jeszcze mała hodowla kruków, osobiście pilnowana przez Willa (któremu starał pomagać się Sky).

Miski szybko zostały napełnione, a chłopak zrobił sobie tosty. Zjeść, iść pod prysznic i do łóżka - nie marzył teraz o niczym innym, gdyż nadmiar alkoholu wyraźnie dawał o sobie znać.

Jednak życie to niewdzięczna kurwa... No, po prostu lubi (niekoniecznie mile) zaskakiwać.

Dzwonek do drzwi.

O tej porze?

Francis przeklął pod nosem, po czym niechętnie poszedł otworzyć drzwi. Może ciocia poprosiła któregoś z sąsiadów, by zerkał na Sky od czasu do czasu? Bądź tutejszy menel myśli naiwnie, że coś wyżuli? Albo jakiś Rusek znów będzie próbował wcisnąć starego, wyklepanego Fiata, twierdząc, że toto wcale nie rdza, a kamuflaż?

Prawda jednak była okrutniejsza.

- Przytul się do dziadzia!

Valentine wpadł w odwiedziny.

- Nevar też chce!

Co więcej, nie sam.


Ostatnio zmieniony przez Kraków dnia Pią Lis 29, 2013 7:23 pm, w całości zmieniany 2 razy
Kraków
Kraków
Matka Polka POLSKA MAFIA~

Skąd : Z serca Polski! (A dokładniej, z Polonii Minor)
Female Liczba postów : 49

Powrót do góry Go down

Moda na Millhaven~ Empty Re: Moda na Millhaven~

Pisanie by Madryt Sro Lis 20, 2013 3:11 pm

Rozdział II

Nocą miasteczko bynajmniej nie należało do bezpiecznych. Nie znaczyło to jednak, że było wtedy wymarłe. Ci, którzy żyli tu od dziecka, przyzwyczaili się. Ci, którzy mieli wpływy, nie mieli się czego bać. Zaś Ci, co przybyli tu dosyć niedawno - zwyczajnie bagatelizowali wszystko (ale selekcja naturalna sprawiała, że tych idiotów było coraz mniej). Tak więc nawet, gdy do dnia było daleko, Millhaven tętniło życiem.

~~~~~~

Chwila obecna. Sobota, 01:23. Centrum miasta.

Skręcił w boczną uliczkę, odruchowo oglądając się za siebie.

Kurwa, wpadł.

Jakiekolwiek skoki na własną rękę w tym rejonie były niczym samobójstwo, ale czy miał jakiś wybór? Poza tym, przecież tak świetnie wszystko zaplanował! A teraz już nawet ucieczka mu nie pomoże.

Widzieli jego twarz.

Kurwa.

Ale przynajmniej mu się udało! Choć co mu z sukcesu, jak pewnie zajebią go na dniach. Niewdzięczna robota.

Zatrzymał się, łapczywie łapiąc powietrze w płuca, które paliły żywym ogniem. Nikt za nim nie biegł. Czyżby odpuścili?

- Pobawisz się z nami~?

Gwałtownie się wyprostował, patrząc w mrok przed siebie. Dwie sylwetki. Dziecięce sylwetki. Chłopczyk i dziewczynka.

- Braciszek zadał pytanie. Niegrzecznie nie odpowiadać~

Sięgnął po nóż, marszcząc brwi.

- Słuchajcie, gówniarze. Lepiej spierdalajcie do matki, bo zaraz zrobi się tu nieciekawie. Nie mam na was czasu, kurwa.

- Jaki niemiły...

Kątem oka dostrzegł strzykawkę, którą trzymało jedno z dzieci.

~~~~~~

Millhaven obecnie przeżywało plagę. Plagę wielką, wszechobecną. Czyhała ona na każdym progu i uciec się przed nią nie dało. Czy to szło się na spacer, czy na zakupy. Czy było się starym zgredem, czy młodą dziewoją. Owa plaga pojawiła się niedawno, ale od razu opanowała miasteczko i kto żyw, miał z nią do czynienia.

Polacy.

~~~~~~

Feliks był bardzo zadowolony z obecnego stanu rzeczy. Jego Rodzina wygodnie ulokowała się w nowym mieście, dosyć szybko przejmując sporą część interesów, a i wyrabiając sobie przyzwoitą opinię. Choć trzeba przyznać, że ich największą zaletą była.. ilość. A powodem wysokiej pozycji po tej ciemniejszej stronie świata - "specyficzność".

Mafia nie była rzeczą łatwą do ogarnięcia, czy chociażby zrozumienia. Niezachwiana hierarchia i znajomość swojego miejsca była podstawą (a przynajmniej teoretycznie), a silne charaktery i honorowość zaletą, którą cechowały się te najważniejsze Rodziny. Jak to zaś wyglądało u "Polaczków"?

Wcześniej wspomniany Feliks był głową wszystkiego. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał jednak na zły charakter, a raczej na wesołego blondynka, którego to trzeba ratować z opresji. W miasteczku jednak wszyscy dobrze wiedzieli, że pozory są najbardziej zgubną rzeczą, a tak było i w tym wypadku.

Zaraz po nim, trzeba wspomnieć o specyficznej parce.

Tomek, będący zastępcą Felka (a równocześnie, prawdopodobnie, przyszłą głową Rodziny), to z pozoru zwykły dresiarz, który rozmowę zaczyna tekstem "A wpierdol chcesz?". W sumie, można by się kłócić, czy to są tylko pozory... Mimo wszystko, potrafi myśleć. Czasem. I biada temu, kto z nim zadrze, bo umie wpierdolić jak mało kto.

Wanda, prawa ręka i doradca głowy Rodziny, zwana była często "Panną Idealną". Zawsze wie co zrobić, powiedzieć, czy przedsięwziąć. Mary Sue przy niej wymięka. Jak łatwo się domyślić, z wyżej wymienionym Tomaszem żre się praktycznie przy każdej okazji i o wszystko. O dziwo, nie przeszkadza to im jakoś w byciu razem.

Tuż pod nimi w hierarchii znajdują się kapitanowie. Do Millhaven wyemigrowało ich trzech, najważniejszych, gdyż reszta pilnowała innych interesów i spraw Rodziny.

Łukasz. Najlepszy kumpel Tomka, co dziwić nie powinno, bo z pozoru zachowuje się wręcz identycznie - dresiarz, który Ci wpierdoli, bo krzywo na niego spojrzałeś. Idealny kłamca. I leń na pełen etat. Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują, czyż nie? Warto też wspomnieć o jego lasce, Klarze, która była jednocześnie jego podwładną.

Była ona Szwabką, która dziwnym trafem została przez Rodzinkę "zaadoptowana", mimo iż te dwie grupy pałały do siebie sporą nienawiścią. Albinoska, lubująca się w dziwnych kieckach. Jedyna, która może nazywać Łukasza "kocurkiem", nie ściągając tym na siebie jego gniewu.

Kamil, kolejny z trójki kapitanów, od dawna łakomie patrzy na stołek zastępcy bossa. Uważa, że pewnego dnia na pewno mu się on trafi! Szczególnie, że swego czasu (wraz z Wandą, która jednak stwierdziła, że to nie na jej nerwy) był jednym z kandydatów na to miejsce... Na razie jednak sumiennie wypełnia swoje obecne obowiązki i żadnego zamachu nie szykuje.

No i na koniec Klaudia. Kolejna dziewczyna na dosyć wysokim stanowisku, co od razu pokazuje, że w tej Rodzinie i kobiety mają jaja. Bić się umie, a gdy potrzeba i ostry język ma. Jednak jej cechą sztandarową jest.. wpadnie w kłopoty. Nikogo już nie dziwi, gdy nagle się okazuje, że Klaudia jest w samym środku kolejnego konfliktu. Aż dziw, że jeszcze żyje i ma wszystkie kończyny na miejscu.

Pod kapitanami są już jedynie żołnierze (przy czym nazwa jest bardzo adekwatna, gdyż doprawdy są niczym armia). Każdy przydzielony do jakiegoś oddziału, każdy pod konkretną osobą. I mimo specyficzności pojedynczych jednostek, wszystko jakimś cudem jest stabilne i działające wyjątkowo sprawnie.

Absurd w absurdzie, czyli polska logika.

~~~~~~

Ale by móc cokolwiek zrozumieć, trzeba wgłębić się w relacje poszczególnych jednostek, dlatego warto już teraz wyjaśnić pewien trójkącik.

Choć Wanda i Tomek są obecnie razem, jest tak dopiero od jakiegoś czasu. Nim się zeszli, oboje plątali się w różne związki. Ciekawe jednak jest to, że przed Wandą... Tomek chodził z Klaudią. Nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obie te dziewczyny są bardzo sobie bliskie. Wszystko jednak skończyło się bez większych afer (i ofiar), gdyż Klaudia zwyczajnie stwierdziła, że z Tomkiem do siebie nie pasują. Ten się więc wziął za Wandę, a Klaudii został.. pies.

Co zabawne, dostała psiaka właśnie od Tomka. Choć zwykle nie daje on tego typu prezentów, wtedy był na dosyć ostrym haju. Nikt nie wie skąd zdobył owy podejrzany towar, ale przez dwa dni chodził tak najarany, że Rodzina zaczęła się poważnie zastanawiać nad tym, coby się zacząć do niego nie przyznawać.

Na szczęście mu przeszło.

I choć nic nie pamiętał, Wanda zadbała by uwiecznić jego zachowanie na nagraniach. Od tego czasu, dziwnym trafem, unika robienia jakichkolwiek transakcji z Amentią (o której innym razem).  

~~~~~~

Chwila obecna. Sobota, 01:30. Dom państwa Morgenstern.

- ... i wtedy Willuś się rozpłakał, bo myślał, że gołąbki się serio z gołębi robi! Był takim uroczym dzieckiem~

- Ta... dziadku, nie jesteś może zmęczony?

- Ależ skąd! Poczekam, aż Willuś i Jackie wrócą~ Chcę im zrobić niespodziankę!

Sama Twoja obecność tutaj będzie dla nich sporą niespodzianką, pomyślał Francis. Pytanie, czy miłą...
Madryt
Madryt
zUa Ręka Od Kota

Skąd : Z centrum Hiszpanii~
Female Liczba postów : 36

Powrót do góry Go down

Moda na Millhaven~ Empty Re: Moda na Millhaven~

Pisanie by Afganistan Wto Lut 18, 2014 8:40 pm

Rozdział III

Chwila obecna. Sobota, 03:05. Dom państwa Morgenstern.

Była pewna drobna, subtelna różnica między gośćmi niezapowiedzianymi, a takimi, którzy w ogóle o swojej wizycie nie zamierzali informować. Nawet w jej trakcie.

Gdyby Will i Jackie nie byli tak zdziwieni wciąż świecącym się światłem w salonie, może dane by im było zauważyć cień osoby przemykającej się na tyły ich domu. Gdyby też oboje rzadziej sypiali w nocy (bądź też nie skupiali się wtedy na innej, bardzo zajmującej czynności), wiedzieliby też, iż owy ktoś nawiedza ich dom całkiem często. Choć zapewne lepiej byłoby ich teraz nie martwić ewentualnym włamywaczem, mordercą czy też Ruskim (wszystkie trzy opcje niezbyt ciekawe), bo to, co czekało ich w domu, było wystarczające, by przyprawić o bezsenność. Taki Francis już się o tym przekonał.

~~~~~~

Michaił był już dosyć obeznany z posiadłością Morgensternów. Zdziwił go jednak fakt, iż małżeństwo wraca dzisiaj tak późno. Zwykle o tej porze nie musiał się martwić nikim, prócz Francisa, który przychodził ze spotkań z przyjaciółmi. Był jednak wtedy na tyle nachlany, że nie stanowił żadnego problemu. Misza powinien kiedyś za to podziękować tym jego kumplom.

Ale teraz musiał czekać.

Niech wszyscy w domu zajmą się swoimi sprawami, oddadzą zbawiennemu snu i nie zwracają uwagi na to, co dzieje się poza ich pokojami. Wszyscy, poza jedną osobą.

Sky.

~~~~~~

Chwila obecna. Sobota, 03:12. Podziemia "opuszczonej" fabryki.

- Kolejny trup.

- Bliźniaki?

- Prawdopodobnie. Można się domyślić po stanie ciała... Chyba znów coś testują.

Ten pokój ani trochę nie wyglądał jak piwnica. Raczej jak salon w porządnym domu, gdzie jedynie okien brakowało. W fotelu, niczym pan i władca, siedział wysoki mężczyzna, przeglądając zdjęcia, które przed chwilą podała mu rudowłosa kobieta.

- Wyszli poza swój teren. Stają się zbytnio swawolni ostatnio... Zajmij się tym.

- Znów brudna robota spada na mnie?

Kobieta prychnęła, wyraźnie niezadowolona. Pytanie, czy z samego rozkazu, czy może dotyczących go osób?

- Siedzisz w tym samym gównie, co oni. Tobie będzie najłatwiej.

Tak, jakby miała cokolwiek do gadania.

- I zawołaj Arthura, muszę z nim coś omówić.

- O tej porze?

- Tak.

Krótka, zwięzła odpowiedź. Ruda znów wyglądała na zirytowaną, jednak nie zamierzała już dyskutować. Skierowała się do drzwi, bez słowa pożegnania.

- Amen.

Nie zareagowała.

- ... Cynthia.

Zatrzymała się tuż przy drzwiach. Dawno nie zwracał się do niej jej prawdziwym imieniem. Jak wszyscy wokół, wykorzystywał głównie pseudonim. Obróciła głowę w stronę mężczyzny, który zdążył wstać i podszedł do niej.

Był sporo wyższy, przez co górował nad nią, niczym nad dzieckiem. Pochylił się znacznie, by ich twarze znalazły się na podobnym poziomie.

- Nie lubię tego grymasu na Twojej twarzy - stwierdził, samemu uśmiechając się kącikiem ust.

Cynthia nie odpowiedziała. Głównie z powodu miękkich ust, które zamknęły jej własne.

~~~~~~

Chwila obecna. Sobota, 03:31. Dom państwa Morgenstern.

Francis szedł do góry, nie myśląc już nawet o prysznicu, a jedynie ciepłym, miękkim łóżku. Nawet po przyjściu Willa i Jackie, Valentine ani myślał puścić go na górę. W końcu jednak ciotka przekonała go, że w tym wieku wskazany jest długi, spokojny sen i lepiej, aby Francis się w końcu położył.

Ściema, ale przynajmniej podziałała. Szkoda, że dopiero po pół godziny.

Chłopak już miał nacisnąć na klamkę, gdy dosłyszał skrzeczenie kruków z ogrodu. Wyglądało na to, że coś wystraszyło stado. Wypadałoby sprawdzić... jednak Francis wolał przyjąć, że to jakiś zwierzak przechodził przez ich posesję, płosząc ptaki.

Ptaki wyjątkowo inteligentne. Ptaki, które były wytresowane lepiej, niż psy obronne.

Ale senność zagłuszyła zdrowy rozsądek.

~~~~~~

Zamarł, słysząc kroki na korytarzu, jednak odgłos zamykanych drzwi pozwolił mu odetchnąć z ulgą. Przeklęte kruki! Za każdym razem bał się, że obudzą cały dom.

Aczkolwiek tym razem prawie nikt nie spał.

Nie mając jednak czasu rozmyślać nad tym, Misza zamknął okno, by nie wpuszczać do środka chłodnego, nocnego powietrza, po czym spojrzał na łóżko w kącie pokoju.

Podszedł do niego cicho, kucnął i delikatnie potrząsnął ramieniem śpiącego w nim chłopaka. Nie minęła dłuższa chwila, a Sky otworzył oko z lekkim przestrachem (biedaczek, drugiego nie posiadał), odruchowo odsuwając się w kierunku ściany. Gdy jednak jego wzrok przyzwyczaił się do panującego w pokoju półmroku, rozpoznał swojego gościa.

- D-dobry w-wieczór... b-b-braciszku.

- Też miło Cię widzieć.

Mężczyzna uśmiechnął się, po czym pogłaskał chłopca po włosach.

~~~~~~

Chwila obecna. Sobota, 04:20. Przedmieścia.

- Raluca, skończyłaś już?

Niska dziewczynka uniosła łebek, a z kącika jej ust spływała stróżka krwi, która zaraz skapnęła na materiał sukienki. Widząc jak podchodzi do niej sporo starszy, jednak widocznie podobny, chłopak, uśmiechnęła się uroczo.

- Da~

Podniosła się z kucek, po czym spojrzała na leżące obok ciało mężczyzny. Lekko tyknęła je butem.

- I w sumie, dla niego też to już koniec. Ale był całkiem smaczny~

Chłopak westchnął, patrząc na siostrę.

- Mówiłem Ci, byś zaczęła się hamować. W takim tempie niedługo nie będzie z kogo pić... I nawet tu zauważą, że coś jest nie tak.

Sam spojrzał na ciało, jednak na przejętego losem mężczyzny nie wyglądał. Kwestia przyzwyczajenia. Wrócił zaraz wzrokiem na Ralucę, po czym sam się uśmiechnął.

- No ale nieważne~ Późno już się robi, więc posprzątamy szybko i wracamy, nu?

Dziewczynka przytaknęła, po czym rozejrzała się, jakby kogoś szukając. W tym czasie Vlad, czyli ów starszy chłopak, wyciągnął dłoń nad ciałem mężczyzny, mrucząc coś cicho pod nosem. Nie minęła chwila, a zaczęło ono gnić i rozkładać się w zastraszającym tempie. Gdy Vlad skończył, z ofiary Raluci pozostał jedynie nawóz.

A teraz ostatnia rzecz do zrobienia.

- Vasile!

Nim zawołanie zdążyło niknąć w nocnej ciszy, za jego plecami pojawił się mały chłopiec. Miał dwie odstające kitki oraz wyraźnie zbyt duży płaszcz, połatany w kilku miejscach. Z całej trójki, wyglądał na najmłodszego.

- Wołałeś, braciszku?

Jego uśmiech był równie niewinny, co ten Raluci. Sama dziewczynka zaś wycierała teraz rękawem podbródek.

- Da, czas do domu.

W czasie krótszym, niż pojedyncze mrugnięcie powieką, rodzeństwo zniknęło z ciemnej uliczki.

~~~~~~

To była naprawdę długa noc.
Afganistan
Afganistan

Skąd : Z Kabulu
Male Liczba postów : 26

Powrót do góry Go down

Moda na Millhaven~ Empty Re: Moda na Millhaven~

Pisanie by Sponsored content


Sponsored content


Powrót do góry Go down

Powrót do góry

- Similar topics

 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach